Ewa Kusz – Warszawa
Co mówią, czego oczekują od Kościoła, od „ludzi Kościoła” osoby skrzywdzone w Kościele?
Trudno na to jednoznacznie odpowiedzieć, gdyż każda ze skrzywdzonych osób jest inna, ma inną historię życia tak przed krzywdą, jak i po niej. Niektórzy mówią o swojej krzywdzie zaraz, inni po kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu latach. W swojej historii spotkali na drodze kogoś, kto im pomógł, a inni ze swoim cierpieniem pozostali zupełnie sami.
Osoby skrzywdzone mówią – niektórzy głośno dopominają się o to, aby mieć głos, by zostać wysłuchanym, niektórzy mówią ze wstydem w ciszy gabinetu psychologicznego, czy do swoich najbliższych. Niektórzy skrzywdzeni krzyczą, a niektóry mówią swoim milczeniem.
To, co napiszę jest próbą zebrania głosu osób, którym towarzyszyłam, jak również tych, których poprosiłam o odpowiedź na pytanie – czego oczekują od Kościoła.
Po pierwsze – przyjęcia, że istnieją
Osoba skrzywdzona najpierw pragnie po prostu doświadczyć tego, że „jest”, że ma prawo do istnienia w swoim bólu, zranieniu, krzywdzie.
Duchowny, który jako przedstawiciel Kościoła, nierzadko przedstawiający się jako „przedstawiciel Boga” tych, których krzywdził traktował jak przedmiot do użycia, niszcząc ich wartość. Niejednokrotnie swoje czyny tłumaczył treściami religijnymi, czy mówiąc, że to Bóg tak chce. Skutkiem tego był gwałt – nie tylko na ciele i psychice, ale był to gwałt dotykający fundamentu istnienia jako osoby, było to niszczenie godności „dziecka Bożego”, było to niszczenie doświadczenia Boga-Miłości w tych, których krzywdził i niszczenie w nich doświadczenia Kościoła jako wspólnoty, bo tu dokonywała się krzywda, której nikt nie zapobiegł, na którą nikt nie reagował. Osoby skrzywdzone oczekują więc, aby Kościół, w którym dokonała się krzywda, uznał ją – nie jako grzech sprawcy, któremu należy wybaczyć, ale jako przestępstwo, którego osoby skrzywdzone stały się ofiarą.
Osoby skrzywdzone oczekują, aby przede wszystkim BYĆ wysłuchanymi – w ich bólu, złości, bezradności. Czasem w zawstydzeniu i ciągłym pytaniu czy to na pewno nie oni są winni. Czasem w agresywnym oskarżeniu. Oczekują, że gdy przyjdą to będą przyjęci z troską jako OSOBY, które mówią o ranie zadanej nie tylko im samym, ale również całej wspólnocie kościelnej. Nie chcą być traktowani jako petenci, którzy zakłócają „święty spokój”, jako intruzi, czy też czasem jako ci, którzy działają przeciw Kościołowi. Osoby skrzywdzone oczekują tego, aby nie tylko być przyjętymi „poprawnie”, według wszelkich reguł, gdyż przychodząc przychodzą do Wspólnoty kościoła, a nie tylko do poprawnie działającej instytucji kościelnej. Osoby skrzywdzone chcą aby mieć prawo by ból, cierpienie, które nierzadko głęboko skrywali przez lata mogli wyrazić tak, jak potrafią. Nie oczekują pouczeń, oczekują przyjęcia.
Osoby skrzywdzone oczekują sprawiedliwości – chcą aby jasno zostało nazwane kto był sprawcą a kto skrzywdzonym. Chcą, aby usłyszeli to także inni, którzy bronią oskarżonego kapłana – ich krzywdziciela niejednokrotnie oskarżając tych, których on skrzywdził, bo nikt im nie powiedział jaka jest prawda, bo wybrano milczenie czasem z bezradności, a czasem ze źle pojętej „obrony” Kościoła, jak gdyby prawda o przestępstwie – doświadczonej krzywdzie miała zachwiać „wiarą maluczkich”. Osoby skrzywdzone oczekują, aby ten, który ich skrzywdził poniósł sprawiedliwą karę, gdyż tylko to będzie dla niego szansą, aby zmienił swoje postępowanie, by się nawrócił. Osoby skrzywdzone chcą być PODMIOTEM procesu kościelnego, w którym sądzony jest ich sprawca. Dzisiaj to oskarżony kapłan ma więcej praw, których osoba skrzywdzona jest pozbawiona, a przez to kolejny raz traktowana jest jak ktoś nieważny, jakby to jej nie dotyczyło.
Osoba skrzywdzona w Kościele chce mieć prawo wyboru – pozostania w nim bądź odejścia. Chce sama wybrać co jest jej drogą. Nie potrzebuje pouczeń o tym, jaka ma być jej relacja z Bogiem – to zrobił ten, kto ją skrzywdził. Oczekuje szacunku do swoich wyborów.
Doświadczenie przyjęcia, zrozumienia, szacunku, jasnego nazwania kto jest sprawcą, a kto ofiarą pomaga w zdrowieniu, szczególnie gdy wyraża to również przełożony kościelny.
Po drugie – uszanowania czasu „zdrowienia”
Osoby zranione chcą zdrowieć. Potrzebują na to czasu i potrzebują pomocy. Nie chcą, by im wyznaczano czy narzucano kto ma im pomagać. Chcą wybierać sami. Jeśli będą potrzebowali pieniędzy na psychologa, prawnika… to chcą mieć prawo taką pomoc otrzymać.
Ci, co pozostają w Kościele pytają czy są przygotowani kapłani, aby towarzyszyć im w drodze ku zdrowieniu także w sferze duchowej, czy nie będą to kolejni, którzy będą krzywdzić. Może już nie seksualnie, ale narzucając swoją duchowość, swoją religijność, wysyłając do egzorcysty, czy też wymuszając przebaczenie? Nie chcą aby kolejny kapłan narzucał im cokolwiek, gdyż już tego doświadczyli ze strony swojego krzywdziciela, który narzucił przez to co zrobił i co mówił swój skrzywiony obraz Boga, duchowości, religii i Kościoła. Nie chcą, aby czynili to kolejni pod pozorem dobra i pomocy mi. Potrzebują czasu, w którym leczyć będę swoje rany.
Osoby skrzywdzone potrzebują drugiego człowieka, który pomoże doświadczyć relacji, które nie krzywdzą. Kapłan, który skrzywdził wykorzystał ich ufność, bezbronność i otwartość na drugiego. Teraz z nieufnością podchodzą do „innego”. Kościół stał się miejscem krzywdy, więc zadają pytanie, czy jest w nim miejsce również, by zdrowieć? Czy jest w nim dla nich miejsce. Tym bardziej są wrażliwi na nieszczerość, na nieufność, czy nawet zastanawianie się co z nimi zrobić, jak ich traktować, gdzie w instytucji kościelnej przydzielić im miejsce, aby nie byli dla innych „zgorszeniem”. Chcą Kościoła, który jest Matką, a nie tylko nauczycielką. Chcą Kościoła, w którym mają prawo być i zdrowieć według własnego rytmu.
Osoby skrzywdzone oczekują też, że wspólnota, w której duszpasterzem był ten, który ich skrzywdził również dostanie pomoc, bo również jest „ofiarą” i jest zraniona przestępstwem swojego duszpasterza.
Osoby skrzywdzone w Kościele na etapie swojego zdrowienia nie chcą kolejny raz opowiadać o swojej krzywdzie, by – „dawać świadectwo”, gdyż jest to dla nich powrót do „piekła”. Był czas, gdy chcieli to z siebie, nierzadko po latach „wyrzucić”, gdy chcieli o tym opowiedzieć, ale nadchodzi moment, w którym nie chcą już do tego wracać właśnie po to, aby zdrowieć. Nie chodzi o to, aby zapomnieć, bo zapomnieć się nie da, ale chcą iść dalej a nie stać w miejscu.
Po trzecie – skorzystania z ich doświadczenia
Survivors, a może bardziej – Thrivers na swoim kolejnym etapie są tymi, którzy przeszli już długą drogę zdrowienia i potrafią spojrzeć z boku na swoje doświadczenie. Potrafią więc podpowiedzieć, gdzie są błędy, gdzie są słabe strony, które sprawiają, że jeszcze i teraz kapłani wykorzystują osoby małoletnie i bezbronne. Gdzie są zaniedbania w formacji kapłańskiej, w relacjach pomiędzy księżmi, że duchowni poszukują młodych jako swoich partnerów i partnerki. Mogą podpowiedzieć co w kulturze i strukturalnym wymiarze Kościoła sprzyja temu, że kolejne osoby są wykorzystywane. Mogą podpowiedzieć w jaki sposób pomagać osobom skrzywdzonym i jakie Kościół, pomagając, robi jeszcze błędy. Mogą w końcu podpowiedzieć wam wspólnie współtworzyć Kościół bardziej „ludzki”, a nie tylko instytucjonalny. Mogą podpowiedzieć, jak mówić osobom skrzywdzonym w Kościele o Bogu, który był świadkiem ich krzywdy. Mają wiedzę, która wynika z ich doświadczenia – doświadczenia krzywdy, ale również doświadczenia długiego procesu zdrowienia. Mogą podpowiedzieć, jak wygląda droga zdrowienia, bo ją przeszli i czego nie widzieli na jej wcześniejszych etapach.
Czy jako Kościół – zechcemy ich słuchać?
Próbowałam oddać to, co usłyszałam jako oczekiwanie różnych osób zranionych w Kościele, na ich różnych etapach „zdrowienia”. Każda z tych osób zwracała uwagę na kilka aspektów dla niej ważnych. Prawdopodobnie tych oczekiwań można wypisać więcej, słuchając też innych. Towarzysząc od lat osobom skrzywdzonym tak przez duchownych, jak i przez innych, jestem przekonana, że aby ich głos był faktycznie „słyszany” potrzeba głębokiej przemiany Kościoła, który niejednokrotnie przybiera postać dobrze działającej instytucji religijnej. Jednakże w Kościele przeżywanym jedynie jako „instytucja” prawdopodobnie będzie możliwe poprawne przyjmowanie zgłoszeń o wykorzystaniu seksualnym, będą dobre kodeksy zachowań wobec osób małoletnich, ale nie tylko nie będzie możliwe aby odpowiedzieć na krzyk osób krzywdzonych, ale również nie będzie faktycznej troski o to, aby nikt więcej nie był krzywdzony – w jakikolwiek sposób i nie tylko przez osoby duchowne. Z pewnej kultury „mocy”, kultury nawet poprawnego zarządzania potrzeba nam pokazać obraz Boga, który jest Miłością, który jest czuły i Kościoła, który przygarnia. Może warto się zastanowić, czy głos tych, którzy są skrzywdzeni, opuszczeni, itp. nie jest głosem proroczym, który może nam pomóc w nawróceniu.
dr Ewa Kusz
Ukończyła studia psychologiczne w Lublinie oraz studia podyplomowe z seksuologii klinicznej oraz z zarządzania zasobami ludzkimi. Ukończyła również studium psychoterapii. Jest członkiem PTP. Przez 3 kadencje była przewodniczącą oddziału SPCh w Katowicach. Pracuje jako psycholog-terapeuta w gabinecie psychologicznym. Jest również biegłym sądowym.
Była audytorką w XII i XIII Zgromadzeniu Plenarnym Synodu Biskupów w Rzymie. W 2012 r. uczestniczyła watykańskim sympozjum Ku uzdrowieniu i odnowie dla przedstawicieli konferencji episkopatów z całego świata na temat wykorzystywania seksualnego małoletnich. Była współinicjatorką powołania Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum w Krakowie, którego od 2014 jest wicedyrektorem odpowiedzialnym za programy szkoleniowe. Była członkiem komitetu organizacyjnego pierwszej w Polsce międzynarodowej konferencji poświęconej tematyce wykorzystywania seksualnego małoletnich w Kościele katolickim (2014), Współtworzyła program studiów podyplomowych w Akademii Ignatianum w Krakowie dot. profilaktyki przemocy seksualnej wobec dzieci i młodzieży, na których jest wykładowczynią. Jest autorką wielu szkoleniowych programów prewencyjnych, jak również wielu artykułów z zakresu profilaktyki. Przeprowadziła wiele szkoleń.